I słusznie. Nie bez powodu nazywana jest „zemstą Stalina” czy „botanicznym potworem”.
Słowo barszcz ma dwa znaczenia: jedno – to zupa na zakwasie. Drugie to – według słownika PWN – “roślina o dużych liściach, rosnąca w klimacie umiarkowanym”. Jest jej ponad 60 gatunków i podgatunków.
Dmitrij Iwanowicz Sosnowski (1886-1953) – to rosyjski botanik, znawca flory Kaukazu, odkrywca około 130 gatunków roślin. Barszcz Sosnowskiego (łacińska nazwa Heracleum sosnowskyi Manden.) to jeden z gatunków barszczy, trująca roślina inwazyjna z rodziny selerowatych, największa roślina zielna w Europie (1-4 m wysokości, średnica do 10 cm), którą Sosnowski odkrył na Kaukazie w roku 1944.
Co w tym barszczu groźnego?
Kontakt z barszczem Sosnowskiego prowadzi do nadwrażliwości skóry na promienie światła słonecznego, do grupy schorzeń zwanych fotodermatozami, a także do poparzeń II i III stopnia. Zdarzają się nawet przypadki śmiertelne – w Polsce mieliśmy niedawno do czynienia z takim nieszczęśliwym wypadkiem. Szczególnie wrażliwe na trujące oddziaływanie rośliny są dzieci, bo siła zatrucia zależy w dużym stopniu od układu immunologicznego zaatakowanej osoby.
W olejku eterycznym, który znajduje się w łodygach, liściach i korzeniach, czyli wszędzie w barszczu Sosnowskiego, są związki z grupy furanokumaryn, które uczulają skórę na promienie słoneczne. Pod ich wpływem staje się ona mniej odporna na działanie szkodliwych promieni ultrafioletowych (UVA i UVB). Dochodzi do silnych poparzeń (fotodermozy) i do reakcji alergicznej organizmu. Furanokumaryny mają niezależnie od tych właściwości działanie rakotwórcze i teratogenne (uszkadzające płód).
Zwłaszcza w okresie upałów związki furanokumarynowe wydostają się z barszczu Sosnowskiego i opryskami osadzają na skórze osób przebywających w pobliżu. Niebezpieczny jest więc nie tylko kontakt bezpośredni, ale i pośredni.
Furanokumaryny powodują na skórze wpierw zaczerwienienia, potem pęcherze z płynem surowiczym, równoległy jest ból i świąd. Już samo wdychanie olejku eterycznego może skutkować bólami i zawrotami głowy, nudnościami. Medyczne działania ratunkowe są zawsze spóźnione, potem trudne i długotrwałe – bo atak toksycznego olejku eterycznego, którym roślina częstuje ofiarę, daje o sobie znać najwcześniej dopiero po pół godzinie od kontaktu, a i po kilku godzinach. I trzyma.
Jak barszcz Sosnowskiego rozpoznać?
Po pierwsze wygląda jak koper, ale jest znacznie od kopru wyższy. Po drugie ma proste, zielone, bruzdowane łodygi, na dole w fioletowe plamki. Po trzecie ma duże, szerokie do 1,5 m, pierzaste liście w formie kęp, po czwarte ma białe kwiaty skupione w dużym baldachu.
Następstwa kontaktu
Gdy zetknęliśmy się z barszczem Sosnowskiego, a objawów jeszcze nie ma, od razu miejsca narażone na skórze powinniśmy umyć mydłem (nie ścierać olejku naniesionego przez roślinę, tylko zmyć!) i chronić przed promieniami słonecznymi. Nie przecierać oczu nieumytymi rękami, bo kontakt oczu z olejkiem może doprowadzić do ślepoty, co najmniej czasowej. Po umyciu mydłem i osuszeniu te same miejsca trzeba przemyć dowolnym płynem zawierającym alkohol (wodą kolońską, wódką, spirytusem…).
Wraz z pojawieniem się pierwszych oznak barszczowego ataku umycie mydłem jest niezmiennie konieczne, ale trzeba natychmiast udać się do lekarza. W międzyczasie w miarę możliwości należy zażyć wapń (calcium), bo łagodzi zjawiska alergiczne lub ryzyko ich wystąpienia.
W ciągu doby od ataku barszczu Sosnowskiego następuje i nasila się stan zapalny skóry: pojawiają się zaczerwienienia (erythema), pęcherze z płynem surowiczym (oedema) – jak przy mocnych oparzeniach. Stan ostry po trzech dniach ustępuje, ale miejsca podrażnione z wolna ciemnieją (hiperpigmentacja) i to przyciemnienie trwa kilka miesięcy. Miejsca zaatakowane zachowują nadwrażliwość na światło ultrafioletowe nawet przez kilka lat, a pęcherze przekształcają się w dostrzegalne blizny.
Historia
Barszcz Sosnowskiego został sprowadzony do Polski w roku 1958 na badania, a po kilku latach stał się rośliną pastewną (spore źródło białka). Intensywnie był uprawiany w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku – zwłaszcza w PGR-ach, czyli nieistniejących już dziś Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Uprawiali go również pszczelarze, bo pszczołom barszcz Sosnowskiego przypadł bardzo do produkcyjnego gustu.
Wpierw jednak, w latach 50-tych, został rozprowadzony z Wielkiego Kaukazu (Gruzja) po ówczesnym Związku Radzieckim. W Rosji od lat 90-tych, gdy widząc co sobie ściągnięto na pola jego uprawę zarzucono, jest nazywany “zemstą Stalina”, bo został „wprowadzony do obiegu” w roku śmierci radzieckiego dyktatora (1953).
Ale zaczęło się od barszczu syberyjskiego, którego Stalin, po II wojnie światowej – jak głosi „wieść gminna”- nakazał osobiście uprawiać na pasze dla bydła, wzorując się na doświadczeniach z Ameryki Północnej. Z chwastu barszcz syberyjski stał się zatem rośliną uprawną. Po Stalinie uprawę nakazywał jego następca Chruszczow, po nim kolejny następca Breżniew. Barszcz syberyjski zaczęto mieszać z barszczem Sosnowskiego, bo ten ostatni był większy i wydajniejszy. Wówczas potocznie nazywano go „trawą Stalina”. Ale roślina zaczęła sprawiać niespodzianki.
Media rosyjskie przytaczają opinie miejscowych naukowców z połowy ubiegłego wieku, że badania nad barszczem Sosnowskiego były prowadzone od roku 1946 do 1953 – zatem najpewniej zakończyły się po śmierci Stalina w marcu 1953. Więc naukowcy ci zastanawiają się na łamach rosyjskiej prasy, „co ma tu do rzeczy Stalin”. Po drodze temat był jednak omawiany w roku 1951 na 25 plenum sekcji żywego inwentarza radzieckiej Akademii Rolniczej. A skoro Stalin był „Ojcem wszystkich narodów”, to może i ojcował pomysłowi, by barszcze z Kaukazu zafundować żywemu inwentarzowi radzieckiemu. Po czym ZSRR przeszczepił pomysł na kraje europejskiego bloku wschodniego, w tym na Polskę.
Z czasem pojawiło się jednak i utrwaliło przekonanie, że krowy karmione barszczem Sosnowskiego dają mleko zbyt gorzkiego smaku. Zresztą już dawniej, w latach 30-tych ubiegłego wieku, w Norwegii uznano, że na pasze dla bydła nie nadaje się inny barszcz, Mantegazziego – mleko karmionych nim krów jest niesmaczne i nie chce się zsiadać.
Już przed laty więc w Rosji, gdy położono na szalę korzyści – pasza, i szkody – smak mleka i roślina uszkadzająca zdrowie – zaprzestano uprawy barszczu Sosnowskiego. Ale wyrwał się spod kontroli i rozpoczął samonamnażanie. Ocenia się, że obecnie w europejskiej części Rosji zajmuje niebagatelnych milion hektarów i wszędzie, nie tylko w Rosji, jest uznawany za roślinnego wroga publicznego.
I w Polsce barszcz Sosnowskiego został po latach uznany za jedynie pospolity chwast o szczególnie niebezpiecznych właściwościach. Chwast tym uciążliwszy, że ma dużą zdolność do regeneracji. Liczne nasiona, które wrzuca do gleby, zachowują żywotność po kilka lat i mają łatwość przemieszczania się w inne miejsca wypłukiwane przez wodę, niesione przez silny wiatr, przez zwierzęta, nawet przyklejone do ubrań ochronnych ekip, które chwast likwidują.
Barszcz Sosnowskiego kwitnie od czerwca do sierpnia od drugiego roku od wyrośnięcia. Każdy osobnik daje kilkadziesiąt tysięcy nasion – średnio 20 tysięcy., ale bywa że i ponad 100 tysięcy. Kiełkuje wiosną zanim zaczną kiełkować inne, lokalne rośliny. Szybko rozwija rozety, które zacieniają i tym samym blokują prawidłowy rozwój tych innych roślin w rejonie.
Występowanie
W Polsce barszcz Sosnowskiego można spotkać praktycznie na terenie całego kraju. Nie ma już województw wolnych od niego. Zajmuje łączną powierzchnię ok. 8 tysięcy hektarów. W największych skupiskach występuje w centralnej i wschodniej części kraju. Znacząco zauważalny jest też na Podhalu. Na łąkach, polach, w przydrożnych rowach, w dolinach rzek.
W Europie, prócz Polski, rozprzestrzenia się w jej części północnej i środkowej – na Białorusi, w Danii, Estonii, na Litwie, Łotwie, w Finlandii, Niemczech, na Węgrzech, w Rosji i na Ukrainie. Rośnie też w Ameryce Północnej – zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak w Kanadzie.
Jak zwalczać barszcz Sosnowskiego?
Metody uniwersalnej na razie nie ma. Różne kraje walczą z nim na swoje sposoby i według swojej skali intensywności. W Estonii na przykład już przed kilkoma laty do niszczenia „botanicznego potwora” wprzęgnięto wojsko…
W Polsce ostatnio sukcesy ogłosili naukowcy z Małopolski (krakowski Uniwersytet Rolniczy, projekt “Środowisko bez barszczu Sosnowskiego”), gdzie dzięki akcjom tępienia groźnej rośliny jej populacja zmniejszyła się o ponad jedną trzecią. Docelowo ma się zmniejszyć o cztery piąte. Autorzy projektu zakładają, że reszty obronnej dokona „wzrost odporności rodzimych ekosystemów na presję inwazyjnych gatunków obcych”. Projekt dofinansowały kwotą ponad 3 mln złotych Islandia, Liechtenstein i Norwegia w ramach funduszy Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Barszcz Sosnowskiego jest w ramach tego projektu tępiony mechanicznie (najskuteczniej kosą) i chemicznie: wycinany, opryskiwany herbicydami, a tam, gdzie oprysku z przyczyn ekologicznych (np. na brzegach rzek) lub urządzeń tnących, kos, z powodu ukształtowania terenu i otoczenia stosować nie można, robione są zastrzyki z herbicydów do szyjki korzeniowej rośliny. Praca niezwykle żmudna. Czynnikiem utrudniającym jest odporność barszczu na większość znanych preparatów do zwalczania chwastów.
Osoby wyznaczone do niszczenia tej groźnej rośliny muszą się ubierać jak na zwalczanie skutków ataku chemicznego. Kombinezon powinien całkowicie izolować od czynników zewnętrznych i nie może być przemakalny. Podczas ścinania „zemsty Stalina” olejki eteryczne z jej kęp rozbryzgują się bowiem na boki…
Nie tylko barszcz Sosnowskiego…
Roślina ta jest najbardziej agresywna w naszym przyrodniczym otoczeniu. Ale nie ona jedyna jest groźna.
Kto by powiedział, że każda część pięknej konwalii jest trująca. Gdyby niechcący zjeść jej kwiat czy jagody, nawet wypić wodę z wazonu po niej – wywoła to wymioty, biegunkę, zawroty głowy, zaburzenia pracy serca. W skrajnym przypadku delikatna konwalia może zabić… Można ją potrzymać w dłoni, ale potem ręce trzeba obowiązkowo umyć.
A kto powiedziałby, że trująca jest i piękna “gwiazda betlejemska” (wilczomlecz piękny, poinsecja). A jest. Jej biały, ostry sok mleczny w kontakcie ze skórą powoduje zapalenie, pęcherze, owrzodzenia. Sok ten, gdy zatrzeć nim oko, prowadzi do czasowej ślepoty.
Trujący jest i potocznie znany oleander. Także w jego przypadku każda część działa toksycznie, bo zawiera trującą substancję o miłej nazwie oleandryna. W większej dawce powoduje ona brak czucia w ustach, torsje, zakłóca pracę serca, rozszerza źrenice. W starożytności oleander bywał stosowany skutecznie przez samobójców.
Naukowe resumé
Na zakończenie proponujemy zapoznanie się z „Wytycznymi” (nazwa brzmi sucho, ale materiał jest ciekawie napisany) dotyczącymi istoty i zwalczania w Polsce barszczów Sosnowskiego i Mantegazziego. Jest to opracowanie specjalistyczne z jesieni 2014, więc całkowicie aktualne. Przygotowała je Fundacja „Palący Problem – Heracleum” na zlecenie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Link do tego materiału: